
Chcę Wam pokazać kosmetyki do ust, które sprawdziłam na Waszych ustach i na sobie ;) są bardzo fajną pielęgnacją na co dzień, dzięki nim wargi są w lepszej kondycji, a pomadka trzyma się dłużej.
Część z Was już widziała w moim kufrze najlepsze cudo z Ziaji. Jest to lano-maść. Testowany przez karmiące mamy, gdyż jest to krem do brodawek w okresie ciąży i karmienia :) Może się to wydawać dziwne, ale to jeden z niewielu kremów który ma w składzie 100% czystej lanoliny. To ona sprawia, że usta są miękkie, nawilżone i nie daje koloru. Lanolina jednak nie zabezpiecza ust przed wiatrem, chłodem czy słońcem. To jest pielęgnacja, nie ochrona.
Jest wiele produktów, które mają w swoim składzie lanolinę. Jednak zwykle są droższe niż ta maść. Koszt w różnych drogeriach i sklepach Ziaji to 12-14 zł.
To produkt, który nakładam zwykle na samym początku makijażu, żeby miał czas się wchłonąć i zmiękczyć ładnie wargi. Jeśli jest go za później za dużo – delikatnie ścieram nadmiar przed położeniem pomadki bo nie będzie się trzymać.
Masełko do ust kupiłam w Sephorze na jakiejś wyprzedaży za ok 6 zł. Normalna cena to obecnie 36 zł.
Na zdjęciu widzicie jak wygląda „zdziubane” masełko ;) wyciągam je metalową szpatułką żeby nie nakładać bezpośrednio z pudełeczka i nie wprowadzać bakterii do środka przez dotykanie palcem. Pachnie bardzo przyjemnie, słodkawo waniliowo, szybko się wchłania i pięknie zmiękcza usta. U mnie nie sprawdza się jako dłuższa ochrona na zewnątrz bo szybko się wchłania. Jednak i tak je uwielbiam i daję na usta na zmianę z lano-maścią z Ziaji.
Sylveco - odżywcza pomadka z peelingiem -to jest moje odkrycie roku ;) Używam od około miesiąca i wiem, że kupię ponownie. To piling i pielęgnacja w jednym.
W pomadce pachnącej przyjemnie słodkim miodem zatopione są ziarenka cukru trzcinowego (brzozowy jest w zielonej), które przy mocniejszym tarciu idealnie pilingują usta. Uwielbiam dawać to na noc, ziarenka które zostają na ustach delikatnie się rozpuszczają, a rano mam pięknie nawilżone, pełne usta.
To siostra powyższej pomadki, jeszcze nie używana :) stąd też mam jeszcze opakowanie ;) zakładam jednak, że będzie równie przyjemna jak żółta. Różnią się również zapachem – zielona będzie fajna na cieplejsze dni bo ma świeżość mięty i taki zapach ;)
Jak widzicie skład jest bardzo przyjazny - woski, lanolina, olejki – sama natura!
Ostatni produkt to najdroższa zabawka z Mac. Kosztuje 80 zł. Jest dość wydajna, pachnie jak to w Macu – leciutko ciasteczkiem waniliowym ;) ładne eleganckie opakowanie. Można nakładać na nią pomadkę zaraz po aplikacji. Używam jej rzadko gdyż uważam, że lepiej nawilżają powyższe kosmetyki. Kiedy zostawiam ją samą to mam wrażenie, że ściąga mi trochę usta. Wymaga więc dodatkowego nawilżenia albo właśnie nałożenia od razu na nią kolorowej pomadki. Nie daje koloru, nieznacznie przedłuża trwałość pomadki.
Dajcie znać w komentarzu jakie macie swoje ulubione skarby do ust :) Może to któryś z powyższych?
Zostaw komentarz